Polityka narodowościowa komunistów, pozostających nieprzerwanie u władzy od 1944 do 1989 r., charakteryzowała się ogromną niekonsekwencją. Internacjonalistycznej retoryce i hasłom o braterstwie narodów towarzyszyły działania zmierzające do asymilacji ludności niepolskiej, do uczynienia PRL państwem jednolitym etnicznie. W pierwszych latach po wojnie postulat państwa jednonarodowego otwarcie traktowany był jako jeden z zasadniczych celów polityki państwa. Do jego realizacji angażowano nie tylko aparat administracyjny i partyjny, lecz także wojsko i służby bezpieczeństwa. Setki tysięcy Niemców i Ukraińców wysiedlono z kraju. Pozostającym w Polsce Litwinom, Białorusinom, Ukraińcom oraz ludności autochtonicznej na ziemiach północnych i zachodnich tworzono warunki sprzyjające ich szybkiej polonizacji.
Sowietyzacja życia politycznego w Polsce w latach 1948-1954 zamroziła na kilka lat proces budowania państwa jednonarodowego. Jednocześnie koniunktura międzynarodowa spowodowała pojawienie się wśród elit rządzących bloku radzieckiego tendencji antysemickich. W przypadku Polski widoczną konsekwencją zmiany polityki Stalina w kwestii żydowskiej była likwidacja wszystkich niekomunistycznych organizacji kulturalnych, oświatowych, wyznaniowych i politycznych działających w tym środowisku. Żydowski pluralizm po 1944 r. był zresztą anachronizmem w kraju, gdzie wszystkie pozostałe grupy obywateli zostały pozbawione prawa wyboru. Logika tworzącego się systemu skazywała tę osobliwą enklawę żydowską na likwidację niezależnie od kontekstu polityki międzynarodowej Stalina. Rewizji uległa także ocena roli Żydów w rozwoju ruchu komunistycznego. Prozachodnia orientacja Izraela spowodowała, że częściej niż nośników idei internacjonalistycznych postrzegano w Żydach syjonistów i nacjonalistów, później także rewizjonistów. W okresie odwilży październikowej 1956 r. niektórzy działacze komunistyczni antysemityzm próbowali uczynić instrumentem walki o wpływy w partii. Wprawdzie praktyki takie zostały potępione przez władze PZPR, lecz po kilku latach powróciły do życia politycznego w skrajnej formie.
Krótki okres demokratyzacji życia publicznego w latach 1955-1958 zaowocował oficjalnym uznaniem przez władze partyjno-państwowe faktu istnienia na terenie kraju mniejszości narodowych oraz stworzeniem rozwiązań instytucjonalnych zabezpieczających zachowanie tożsamości tych środowisk. W końcu lat pięćdziesiątych instytucje te zaczęto wykorzystywać jednak do indoktrynacji ludności niepolskiej, a w końcu lat sześćdziesiątych do jej asymilacji. Zwrot dokonany w tym czasie był powrotem do koncepcji państwa jednonarodowego. Masowa emigracja ludności żydowskiej wywołana histerią antysemicką w latach 1967-1968 oraz wyjazdy Niemców w ramach łączenia rodzin ułatwiały realizację tych planów.
Największym sukcesem polityki asymilacyjnej w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych była dość gruntowna reorientacja narodowa ludności prawosławnej na Białostocczyźnie. Spowodowana była kilkoma czynnikami. W dekadzie lat siedemdziesiątych nastąpiło przede wszystkim załamanie szkolnictwa białoruskiego na Białostocczyźnie. Przyczyny tego zjawiska były wielorakie. Wyludnianie się wsi białoruskich powodowało konieczność zamykania szkół wiejskich, gdzie najczęściej siłą inercji nauczano jeszcze języka białoruskiego jako przedmiotu. W tworzonych zbiorczych szkołach gminnych zazwyczaj takiego przedmiotu już nie było. Skuteczną barierę stanowiło także zarządzenie ministra oświaty z lutego 1971r. „o pełnej dobrowolności nauczania języka białoruskiego”. W rezultacie, w latach siedemdziesiątych, liczba uczniów uczących się języka białoruskiego zmniejszyła się z 11 do 4 tys.[1] Oprócz radykalnego ograniczenia życia oświatowego i likwidacji ośrodków upowszechniania kultury, przeprowadzono na szeroką skalę akcję spolszczania nazw miejscowości na terenach zamieszkałych przez Białorusinów[2].
Działania władz ułatwiał specyficzny stan świadomości narodowej Białorusinów, których nie łączyła żadna ideologia narodowa. Wyróżnikiem wobec polskiego otoczenia pozostawało wciąż prawosławie[3]. Na początku lat osiemdziesiątych zaledwie co czwarty wyznawca prawosławia na Białostocczyźnie skłonny był określić swoją narodowość jako białoruską. Niemal 30 procent czuło się Polakami i tyle samo określało siebie „ruskimi”[4]. W tym ostatnim przypadku w większym stopniu wyrażano przynależność do „ruskiej wiary” niż jakiejkolwiek wspólnoty narodowej. Jak wykazują badania socjologiczne, w latach osiemdziesiątych dość szybko topniała grupa „ruskich” i wszelkich niezdecydowanych, proporcjonalnie wzrastał natomiast odsetek deklarujących narodowość polską[5]. Edukacja większości dzieci białoruskich zaczynała się w polskiej szkole, gdzie kształtowano przede wszystkim poczucie dumy z dorobku polskiej kultury i historii narodowej. Po kilkunastu latach nauki młody człowiek szczerze deklarował przynależność do narodu polskiego. Z kulturą białoruską nie miał zazwyczaj żadnych kontaktów, dlatego też ze zdziwieniem przyjmował głosy nielicznych intelektualistów białoruskich wzywających go do niewyrzekania się własnej mowy i tradycji. Ucieczka Białorusinów od własnej tożsamości była zresztą wynikiem nie tylko polityki władz komunistycznych i swoistej alergii społeczeństwa polskiego na występowanie inności narodowej, lecz także wyjątkowo słabego zakorzenienia w tradycji i kulturze białoruskiej.
Kolejny polski przełom polityczny 1980 r. większość Białorusinów przyjmowała z największym niepokojem. Dziś trudno określić, ze względu na brak odpowiednich dokumentów, kto wywoływał stan napięcia politycznego na Białostocczyźnie na tle narodowościowym i religijnym. W umysłach ludności prawosławnej rodziło się widmo zbliżającego się kataklizmu. Nie wiadomo, czy atmosferę tę tworzyły służby specjalne na użytek bieżącej polityki, czy też była ona następstwem naturalnego ochłodzenia stosunków między obu społecznościami zamieszkującymi Białostocczyznę. Chociaż nie wydarzyło się nic, co mogłoby dawać podstawy do obaw, większość Białorusinów zarówno w miastach, jak i na wsi, żyła w oczekiwaniu czegoś najgorszego. Nic dziwnego, że wprowadzenie stanu wojennego w tym środowisku przyjęto z ogromną ulgą. Jednocześnie wśród inteligencji białoruskiej pojawił się dość silny nurt antykomunistyczny, negujący wszystkie tradycje, do których odwoływało się BTSK. Powstanie nielegalnych wydawnictw białoruskich w stanie wojennym przyczyniło się do upowszechnienia idei narodowych, demokratycznych i liberalnych, zwłaszcza wśród młodzieży akademickiej[6]. Zaowocowało to tworzeniem alternatywnych dla Towarzystwa struktur organizacyjnych.
„Solidarność” na Białostocczyźnie pojawiła się jako ruch narodowo polski i wybitnie katolicki. Chociaż początkowo włączyło się do tego ruchu wielu Białorusinów, jednak bardzo szybko opuścili szeregi tej formacji. Nawet ci, którzy wcześniej poczuli się Polakami, nie byli w stanie funkcjonować wśród katolików alergicznie reagujących na każdy element „ruskiej” inności[7]. Białorusin lub prawosławny (tych pojęć nie rozróżniano) w oczach białostockich działaczy solidarnościowych był cząstką sowieckiego świata, przeciwko któremu zbuntowała się właśnie „Solidarność”[8].
Władze partyjne zaś po wprowadzeniu stanu wojennego jedynie z większą konsekwencją kontynuowały tę linię polityki narodowościowej, którą rozpoczęto na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Dla BTSK wyznaczono rolę pielęgnowania folkloru. „W dziedzinie folkloru macie duże osiągnięcia — mówił sekretarz KW PZPR Mieczysław Doroszko podczas X Zjazdu Towarzystwa w maju 1984 r. — trzeba je rozwijać, pielęgnować, propagować”[9]. Do władz tej organizacji delegowano dyskretnie osoby, które nie miały ambicji narodowych, ani przekonania o potrzebie działań dla zachowania białoruskości.
Racja władzy nie wymagała uwzględniania białoruskich problemów narodowych. Ze strony Białorusinów nie groziła żadna rewolta, a antybiałoruskie nastroje wśród społeczeństwa polskiego przemawiały raczej na rzecz hamowania, w imię spokoju społecznego, wszelkich pomysłów uzewnętrzniających ich obecność na Białostocczyźnie. Rewizja tej polityki zaczęła następować dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych.
W podobnej sytuacji jak Białorusini znalazła się także ludność ukraińska. Działania podejmowane wobec Ukraińców w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i pierwszej połowie osiemdziesiątych zmierzały w kierunku likwidacji szkolnictwa, niszczenia pomników kultury narodowej oraz zmiany nazw miejscowości w województwach południowo-wschodnich. Szczególnie szybko następował upadek szkolnictwa, a konsekwencje tego zjawiska okazały się sprzyjające asymilacji żyjącej w rozproszeniu społeczności[10]. Propaganda przeciw „nacjonalizmowi ukraińskiemu” powodowała, że Ukrainiec z założenia był napiętnowany w opinii otoczenia polskiego jako potencjalny zbrodniarz. Wywoływało to u niektórych osób odruch obronny i umacniało więzi z ukraińską tradycją narodową.
Przełom polityczny 1980 r. większość Ukraińców, w odróżnieniu od Białorusinów, przyjmowała z nadzieją. Ukraińcy oczekiwali na jakiekolwiek zmiany, zaś kłopoty władzy komunistycznej, która pozbawiła ich prawa do przebywania na rodzinnej ziemi, na ogół przyjmowali z satysfakcją. Najważniejszym było jednak uzyskanie większych możliwości działania i swobody rozwoju życia narodowego. Wprawdzie Zarząd Główny UTSK zapewniał Komitet Centralny PZPR o wierności Ukraińców ideałom socjalizmu, lecz jednocześnie podejmował starania o utworzenie muzeum ukraińskiego oraz ośrodka życia naukowego.
Zaangażowanie Ukraińców w ruchu solidarnościowym spowodowało, że wielu z nich po wprowadzeniu stanu wojennego znalazło się wśród internowanych. Jednocześnie władze podjęły jeszcze jedną próbę kompromitacji tej społeczności wydając w wielkich nakładach prace Edwarda Prusa, demonizujące narodowy ruch ukraiński[11]. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wśród Ukraińców polskich szybko następowała polaryzacja postaw wobec kwestii narodowej. Zdaniem znawcy tematu — Romana Drozda — większość tej społeczności posiadała jedynie świadomość ukraińskiego pochodzenia i bardziej uważała się za Polaków niż Ukraińców[12]. Ci, którzy zachowali znajomość języka i kultury ojczystej u schyłku PRL, stanowili skromną mniejszość.
Nieoczekiwane okazały się natomiast rezultaty polityki władz PRL w kwestii repolonizacji ludności rodzimej na ziemiach zachodnich i północnych. Nie spełniły się nadzieje, że każda kolejna fala emigracji autochtonów do Niemiec w ramach łączenia rodzin rozwiąże problem tej mniejszości. Deklarującym narodowość niemiecką władze polskie nie miały nic do zaoferowania. Tymczasem rosło znaczenie RFN w Europie. Wieści napływające od tych, którzy wcześniej opuścili Polskę, zachęcały do pójścia ich śladem. Dlatego ruch wyjazdowy trwał nieustannie, a po wprowadzeniu stanu wojennego stał się nawet intensywniejszy. Większość stanowiły osoby, które przekraczały granicę z wizą turystyczną, a następnie wobec władz RFN deklarowały narodowość niemiecką i wolę pozostania w tym kraju[13].
Wśród tej części ludności rodzimej, która wciąż pozostawała w Polsce wraz ze znoszeniem ograniczeń stanu wojennego pojawiały się postulaty powołania niemieckich niezależnych stowarzyszeń. Fenomen przekształcania się ludności rodzimej Śląska Opolskiego, żyjącej od kilkudziesięciu lat w otoczeniu żywiołu polskiego, w niemiecką wspólnotę narodową socjolog Zbigniew Kurcz nazwał „reasymilacją na odległość”. Jego zdaniem, o jej zaistnieniu zadecydowały następujące przyczyny: „wysoki poziom konsumpcji w społeczeństwie niemieckim, krzywdy od Polski i obcość wobec żywiołu polskiego, pielęgnowanie wyobrażeń o niemieckiej gospodarności, solidności i pracowitości, kontakty rodzinne z bliskimi żyjącymi w Niemczech Zachodnich, dążenie do zapewnienia sobie lub potomkom lepszej przyszłości, na wypadek gdyby w Polsce było jeszcze gorzej, szczególne miejsce RFN w świecie”[14].
Demokratyzacja życia politycznego w Polsce na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych spowodowała powszechne deklarowanie przez ludność rodzimą Śląska przynależności do narodu niemieckiego oraz tworzenie niemieckich stowarzyszeń kulturalnych. Największa organizacja — Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim — na początku lat dziewięćdziesiątych liczyła około 180 tys. członków[15]. Repolonizacyjne wysiłki władz PRL w stosunku do ludności autochtonicznej Śląska przyniosły skutki odwrotne od zamierzonych. Natomiast emigracja większości ludności rodzimej Warmii i Mazur do Niemiec zredukowała problem niemiecki na tym obszarze do symbolicznych rozmiarów.
Polityka narodowościowa władz PRL najgorsza w skutkach okazała się dla ludności żydowskiej, bowiem większość członków tej społeczności została zmuszona do opuszczenia kraju. W Polsce pozostało 6-10 tys. Żydów, najczęściej mocno zasymilowanych lub starannie ukrywających swoją tożsamość[16]. Pozostały wprawdzie organizacje żydowskie, jak TSKŻ i ZRWM, lecz skupiały one przeważnie ludzi starych i służyły głównie podtrzymywaniu kontaktów towarzyskich członków tej społeczności. Dopiero na początku lat osiemdziesiątych w kilku miastach, przy różnych organizacjach opozycyjnych pojawiły się grupy młodzieży żydowskiej, podejmujące próby odrodzenia życia narodowego. Większość pochodziła ze spolonizowanych rodzin i wcześniej sama musiała uporać się z własną tożsamością[17].
Unormowanie stosunków polsko-izraelskich na początku lat osiemdziesiątych przyczyniło się do poprawy sytuacji ludności żydowskiej w Polsce. Następowało przede wszystkim odradzanie się życia religijnego. ZRWM otrzymał możliwość emitowania audycji na antenie Polskiego Radia, druku literatury religijnej, odrestaurowano warszawską synagogę. Odradzanie się żydowskiego życia narodowego uległo przyśpieszeniu po zmianie systemu politycznego w Polsce w 1989 r.[18] Dotyczyło to już jednak niewielkiej części Żydów, którzy swoje plany życiowe wiązali z Polską.
Bilans polityki narodowościowej władz PRL był niekorzystny zarówno dla mniejszości narodowych, jak i państwa polskiego. Wszystkie grupy ludności niepolskiej poniosły straty będące następstwem przesiedleń, emigracji lub asymilacji. Państwo straciło setki tysięcy — często najbardziej aktywnych — obywateli, którzy swoją pracą tworzyli trwałe wartości materialne i duchowe. Nie zlikwidowano natomiast ani uprzedzeń narodowych, ani ksenofobii, zaś młodzieży szkolnej zamiast wiedzy historycznej oferowano mitologię narodową.
1 „Niwa”, 23.09.1980, nr 47.
2 J. Janowicz, Zmiany białoruskich nazw miejscowych Białostocczyzny w dwudziestowiecznej polskiej konwencji ich zapisu (broszura wydana w latach osiemdziesiątych przez Towarzystwo Przyjaciół Białowieży).
3 A. Sadowski, Narody wielkie i małe. Białorusini w Polsce, Kraków 1991, s. 101 i n.
4 E. Mironowicz, Świadomość narodowa społeczności prawosławnej Białostocczyzny, „Zeszyty Naukowe Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego”, 1992, s. 114-115.
5 A. Sadowski, Pogranicze polsko-białoruskie. Tożsamość mieszkańców, Białystok 1995, s. 66-69.
6 W. Choruży, Białoruski drugi obieg w Polsce 1981-1990, Białystok 1994, s. 9-59.
7 A. A, Stereotyp Polaka w oczach Białorusinów, [w:] Archiuny sszytak, Biełastok 1987, s. 30.
8 Tamże.
9 X Zjezd BHKT, „Niwa”, 20.04.1984, nr 21.
10 S. Zabrowarny, Polityka narodowościowa polskich władz komunistycznych w kwestii ukraińskiej, [w:] Polityka narodowościowa państw Europy Środkowo-Wschodniej (red. J. Pietraś, A. Czarnocki), Lublin 1993.
11 Herosi spod znaku tryzuba, Warszawa 1985; Władyka Świętojurski, Warszawa 1985; Atamania UPA, Warszawa 1988.
12 R. Drozd, Ukraińcy w Polsce..., s. 243.
13 P. Madajczyk, Niemcy..., s. 108.
14 Z. Kurcz, Kształtowanie się niemieckiej mniejszości narodowej na Śląsku, „Kultura i Społeczeństwo”, 1991, nr 2, s. 83.
15 D. Berlińska, P. Madajczyk, Mniejszość niemiecka w Polsce, [w:] Mniejszości narodowe w Polsce (red. B. Berdychowska), Warszawa 1998, s. 94.
16 A. Cała, Mniejszość żydowska..., s. 287-288.
17 D. Szamel, Społeczność żydowska, [w:] Mniejszości narodowe w Polsce..., s. 252.
18 Tamże, s. 256-258.